
Jak przyszedł na świat Franio?

Franio pojawiał się na świecie dzięki in vitro. Jego rodzice nie wstydzą się tego, ale nie mówią o tym wprost. Wiedzą tylko najbliżsi i rodzina. Dlaczego? Tego nie zdradzają. Być może chcą zapomnieć o długim oczekiwaniu. Teraz najważniejsze jest to, że Franek jest z nimi. Nic innego się nie liczy.
Zaczęło się tak, jak u wszystkich - zdecydowali, że chcą mieć dziecko. Po wielu miesiącach naturalnych starań postanowili sprawdzić, czy są zdrowi. Badania ciężej przeszedł on, wiadomo, dla faceta to zawsze trudniejsze…Pierwsze testy nie wskazywały na to, żeby cokolwiek złego miało się dziać, dlatego próbowali dalej, naturalnie. Nie wychodziło.
Leczenie rozpoczęli w klinice w Gdańsku, dopiero po pewnym czasie trafili do InviMedu w Gdyni. Tu zaczęli inseminacje. Najpierw jedna, później kolejna. Obie przyniosły stres i rozczarowanie. Znowu się nie udało, znowu płakali. Doktor Makowska zdecydowała, że w związku z malejącym AMH trzeba spróbować in vitro. Spróbowali. I nic. Nadszedł czas załamania. Trwał długo. Wspominają go i dłuższą chwilę milczą. Widać, że dobrze pamiętają, co wtedy czuli...
Minęło pół roku zanim wrócili. AMH wciąż spadało. Nie było na co czekać. To był ich ostatni moment. Przy drugiej próbie in vitro udało się uzyskać tylko jeden zarodek. I z tego jednego, jedynego… urodził się Franio. Ciąża przebiegała książkowo, ale poród był bardzo ciężki. Mimo to, te 4,150 kg szczęścia warte były jej wysiłku. Gdy Franek przyszedł na świat oboje płakali.
Dziś oboje są szczęśliwi, mówią, że warto walczyć o marzenia, starać się je spełniać, żeby rodzina była w komplecie. Przekonują, że żadna porażka, żadne pieniądze nie są w stanie tego zatrzymać. Oddaliby wszystko… i sto tysięcy… i nawet milion, gdyby miło to sprawić, że będą razem, z Franiem.
Na zdjęciu Franio z Agnieszką Górtowską, dyrektorem zarządzającym kliniką InviMed w Gdyni