
Dzisiaj jesteśmy szczęśliwymi rodzicami

Kacperek pojawił się na świecie w lipcu 2016 dzięki in vitro. Nie wstydzimy się tego, ale nie chcemy mówić o tym wprost, z uwagi na to, że mieszkamy w małej miejscowości. Dlatego o tym fakcie wiedzą jedynie nasi najbliżsi. Najważniejsze dla nas jest to, że Kacperek jest już z nami – nasze szczęście i największy Skarb.
To wszystko zaczęło się w 2011 roku kiedy poroniłam pierwsze nasze dziecko, mimo tego nie zaprzestaliśmy starań o kolejną ciążę i szansę na pełną rodzinę. Jednak po wielu latach naturalnych starań postanowiliśmy skonsultować się z specjalistą, żeby dowiedzieć się, co jest przyczyną naszych niepowodzeń. Na początku był to dla nas krępujący, a nawet drażliwy temat. Bardzo przeżywaliśmy pierwsze wizyty w klinice związane z leczeniem niepłodności.
Pierwsze nasze kroki skierowaliśmy do InviMedu w Bydgoszczy. Doktor Karpów zaczęła diagnostykę i okazało się, że mąż miał słabe nasienie, w związku z tym zażywał selen i cynk na wzmocnienie nasienia. Co w bardzo krótkim czasie przyniosło zadowalające efekty. Mimo tego i tak metody naturalne u nas nie przynosiły pożądanego efektu z powodu zdiagnozowanego u mnie zespołu policystycznych jajników. Wówczas doktor Karpów zaproponowała nam inseminację. Była pierwsza, druga i kolejne – niestety wszystkie zakończone niepowodzeniem. Pojawiło się kolejne rozczarowanie i łzy.
Po długich rozmowach i przemyśleniach co dalej, zdecydowaliśmy się na próbę in vitro i wówczas trafiliśmy do kliniki InviMed w Gdyni do doktora Rogozy – jak się okazało decyzja była słuszna.
Na początku nie było łatwo z uwagi na częste, wielogodzinne dojazdy do kliniki, badania, stymulacje, ale udało się uzyskać 5 zarodków. W pierwszej próbie zdecydowaliśmy się na wprowadzenie dwóch zarodków – okazało się, że przyjęły się obydwa i oczekujemy bliźniąt. Radość była ogromna, ale trwała krótko, bo do 16. tygodnia ciąży, gdzie jeden płód obumarł. Wówczas pojawił się niepokój i strach co będzie z drugim. Na szczęście natura potrafi walczyć z takimi przypadkami i zarodek po prostu się wchłonął. Okres ciąży nie był dla mnie łatwym czasem, ponieważ około 21 t.c. lekarz prowadzący założył mi pessar z uwagi na przedwczesne rozwieranie się szyjki macicy, wówczas musiałam ograniczyć aktywność fizyczną i dużo odpoczywać. Między czasie pojawiła się cukrzyca ciążowa. Mimo to, nasze 2450 g szczęścia warte było naszego wysiłku i starań. Pewnie zapytacie dlaczego tylko 2450 g, a no dlatego, że Kacperek urodził się w 34. tygodniu ciąży cieciem cesarskim z uwagi na odklejanie się łożyska. Dzisiaj jesteśmy bardzo szczęśliwymi rodzicami, nasz synek jest oczkiem w głowie całej rodziny. Mimo że była to dla nas bardzo kosztowna i stresująca droga, uważamy, że warto walczyć o marzenia.
Mamy jeszcze dwa zarodki i zapewne w niedługim czasie podejmiemy kolejne próby i mamy nadzieję, że będą równie udane i Kacperek będzie miał rodzeństwo :-) :-) :-)